niedziela, października 19, 2008


Z tarczą czy na tarczy?

16 października polski rząd odetchnał z ulgą. Premier Tusk, jak to ujeła Rzeczpospolita walczył z wiatrakami i zwyciężył. Może jeszcze uda nam podtrzymać dłużej przy życiu nasz zacofany system energetyczny i będziemy mogli dalej truć nasze środowisko. Jeśli będziemy stać twardo przy naszym stanowisku i walczyć o nasz interes narodowy to nie będziemy musieli stworzyć setek tysięcy miejsc pracy w sektorze czystych technologii ani robić miejsca na naszym wiejskim podwórku dla innowacji. Naszego uniesienia nie zmąci też najnowszy raport HSBC,
który podaje, że kapitalizacja firm zaangażowanych w OZE przekroczyła 300 mld dolarów - i wynosi dziś więcej niż firm z rynku oprogramowania i biotechnologii razem wziętych. Uff, nasz kraj cudem uniknął boomu i profitów z rozwoju firm internetowych (choć sukcesy naszych studentów na międzynarodowych konkursach informatycznych musiały nieraz budzić obawy naszych decydentów) a zanosi się, że i tym razem wygra konserwa. Przy takich spektakularnych sukcesach naszych przedstawicieli j. polski już w krótce stanie się językiem dyplomacji.

W ten czwartek oprócz wieści o 'zwycięstwie' polskich negocjatorów trafiła w moje ręce najnowsza książka Thomasa Friedmana - "Hot, Flat, and Crowded". Pisze on min. o tym jak w 1973-74 roku podczas wprowadzonego przez państwa arabskie embarga Europa i Japonia wprowadziły podatki na paliwo oraz inne mechanizmy by oszczedzać energię. Na początku reakcja Ameryki była podobna. Kongres wprowadził wymagania dla samochodów i pojazdów dostawczych. Wprowadzone w 1975 r standardy wymagały by w ciągu 10 lat zużycie paliwa w nowych samochodach spadło o połowę do 8.5l/ 100km. Producenci bez problemu sprostali temu wyzwaniu i przy zwiększonej podaży ropy przyczynili sie do dramatycznego spadku ceny tego surowca. Prezydent Reagan nie poszedł jednak śladem swoich poprzedników i zmniejszył wymagania stawiane koncernom motoryzacyjnym. Obciął też fundusze dla badań nad energią odnawialną i w symbolicznym akcie nakazał usunięcie z dachu Białego Domu paneli słoencznych zainstalowanych na polecenie prezydenta Cartera. Gdyby USA kontynuowały politykę oszczędzania paliwa to jak twierdzi Amory Lovins z Rocky Mountains Institute to po 1985 r. Amerykanie nie potrzebowali by ropy z Bliskiego Wschodu. Historia potoczyła się inaczej. Podczas gdy Europejczycy przesiedli się do mniejszych, bardziej wydajnych samochodów - Amerykanie zapragneli 4x4.
Dziś paliwo w Danii kosztuje dwukrotnie więcej niż w USA. Oprócz tego kraj ten wprowadził podatek od emisji CO2 pomimo, że w latach 90-tych odkryto u jego wybrzeży złoża ropy. Pomimo wysokich kosztów energii gospodarka tego kraju przez ostatnich 27 lat wzrosła o 70% podczas gdy zyżycie energii pozostało na prawie niezmienionym poziomie. Bezrobocie jest na poziomie 2%. Jak to ujał duński minister ds. Klimatu i Energii C. Hoddegard przecieranie szlaku dało im przewagę nad konkurencją. Dunski Vestas jest największym producentem turbin wiatrowych na świecie a Danisco i Novozymes to liderzy w produkcji enzymów używanych do przetwarzania biomasy na paliwo. W sumie OZE zatrudnia w tym liczącym 5 mln mieszkańców kraju 30 tys. ludzi.
Oprócz szkód wyrządzonych w środowisku polityka energetyczna ma również nie mały wpływ na umysły młodych ludzi w krajach muzułmańskich. I konflikt w Iraku nie jest bynajmniej jedynym powodem zmian w podejściu do Zachodu. Pół wieku temu wiele społeczeństw muzułmańskich było bardziej liberalnych niż dziś. Edukacja w rosnących w liczbę madrasach, z których część promuje wahabizm (a w zasadzie- Salafism), najbardziej fundamentalny i wrogi Zachodowi odłam Islamu jest chętnie fundowana przez Arabię Saudyjską. Hezbollah z kolei dzięki wsparciu Iranu obiecuje wsparcie dla rodzin samobójczych zamachowców, którego koszt szacowany jest na ok. 3 mld dolarów. Pokojowe społeczności wielu muzułmańskich krajów obserwują jak Saudyjscy inwestorzy przejmują ich stacje TV i czasopisma i z czasem promują własne fanatyczne treści, które pokojowi się chyba nie przysłużą. Jednak zarabiając w 2007 r. 170 mld dolarów na eksporcie ropy Arabia Saudyjska z groszem liczyć się nie musi.
Friedman czyni jeszcze jedno ciekawe spostrzeżenie: kraje które ugruntowały swoje demokratyczne struktury przed odkryciem złóż ropy pozostały demokratyczne ( USA, Norwegia, UK). Te, które najpierw odkryły ropę nigdy ich nie wykształciły (Iran, Arabia Saudyjska, Sudan, Rosja etc.). Bahrain był jednym z pierwszym krajów w Zatoce, który w 1998 r. zdecydował się na odważne reformy. Powód - wyczerpujące się zasoby ropy. Jednak o ile 10 lat temu o zmianach mówiono jako o konieczności - dziś przy wysokich cenach surowców to aspiracje. Im wyższa cena ropy tym mniej producenci ropy liczą się z opinią międzynarodową, inwestują w edukację i budują państwo prawa. Nie reformują swoich gospodarek ani nie zabiegają też o inwestycje ze strony zagranicznych koncernów. Mają za to mnóstwo pieniędzy by przekupić opozycję, rozbudować 'służby bezpieczeństwa', kupować głosy wyborców populistyczną polityką.
W wyniku embarga w latach 70-tych udział dochodów z eksportu ropy wzrósł w ZSRR z 10 do 40 procent. Większość tego bogactwa została przeznaczona na konsupmcję jako, że Rosja nie była już w stanie ani się wykarmić ani zbyt wiele wyprodukować. Złote czasy nie trwały jednak wiecznie. Według wicepremiera Gajdara zakończyły się w 1985 gdy Szejk Yamanii ogłosił, że Arabia Saudyjska nie będzie dłużej chronić cen ropy i 'zalała' rynek surowcem spychając ceny z 70 do 16 dolarów za baryłkę. Dla ZSRR gdzie koszty wydobycia były wielokrotnie wyższe niż w Zatoce był to gwóźdź do trumny.
Mam nieodparte wrażenie, że gdyby prezydent Reagan (jak i reszta świata) poszedł śladem Danii to dziś tarcza antyrakietowa, niezależnie kogo i przed kim ma chronić w ogóle nie byłaby potrzebna.
Jeszcze raz polecam książkę Thomasa Friedmana - Hot, Flat and Crowded

7 komentarzy:

Bogdan Szymański pisze...

Jest jeden zasadniczy problem w Europejskim systemie "oszczędzania" ropy poprzez jej opodatkowanie. W obecnej sytuacji Europejskie rządy tak się przyzwyczaiły do akcyzy że nie są w stanie bez niej funkcjonować. Co gorsza pieniądze te nie idą na wspieranie alternatywnych źródeł energii ale na socjal - przypomina to głód narkotykowy i w obecnym systemie nie ma miejsca na zmiany w rynku paliw przez co dopuszcza się tylko te technologie które można opodatkować - a załamanie rynku paliw płynnych to załamanie europejskich budżetów.

W USA nie mają tego problemu uniezależnianie się od ropy będzie miało tam same korzyści dla gospodarki i budżetu dlatego tam nowe technologie szybciej rozwijają się niż w Europie

Grzegorz Wiśniewski pisze...

Dziekuję za receznję ksiązki o której sie mówi, ale jeszcze niewielu w Polsce ją przeczytało. Trochę dalej siedzimy w zaścianku i nie widzimy szereszego konstekstu coraz bardziej dotykającej nas rewolucji energetycznej.

Pamietam, jak pare miesięcy temu w dyskusji blogowej odwoływał się Pan do znanej w swiecie (niekoniecznie u nas) książki "End of oil". Tamta ksiązka pokazywala że znowu dochodzimy do krawędzi kryzysu energetycznego, ale ropa naftowa wydawała się dalej być produktem nie mającym substytutu, tylko cenę. Teraz pojawia sie wiele realnych alternatyw, w tym takie które mają jednak korzenie w starym systemie, np. Gazprom chce zastąpic ropę gazem - jako surowcem strategicznym a OPEC naftowy - gazowym. Nawet jak to jest dla Polski przejściwo groźne, to chyba jednak ostatnie podrygi koncepcji ekstensywnych kołchozów...

Tu i teraz potrzebne jest szersze myslenie i smiale przywództwo polityczne.
Okazało się bowiem, że mała i, jak na ówczesne czasy pierwszego kzyzysu energetycznego, stosunkowo mało znacząca ale demokratyczna (rozwinięta dekokracja loklana) i zdecentralizowana Dania, znalazła najlepszą odpowiedź na czas przełomu, a nie tacy wydawałoby sie wielscy przywódcy jak Regan.

Recenzowana przez Pana i polecana książką, ujmująca nasze obecne problemy szeroko, powinna zatem trafić i pod strzechy i być czytana przez naszych poliyków, ktorzy załośnie pozbawieni są dystansu i odpowiedniej perspektywy.

Pozdrawiam
Grzegorz Wiśniewski

Chris pisze...

Co do opodatkowania paliwa to fakt, że oczywiście gdyby te środki były przeznaczone na OZE to świat wyglądałby dziś inaczej. Niemniej SUV nie jest na europejskich drogach tak powszechny jak w USA. Musimy też pamiętać, że choć USA są największym konsumentem ropy - (21 mln baryłek dziennie) to również sporo produkują - ok. 7 mln baryłek. Europa nie ma takiego luksusu. Jesteśmy bardziej uzależnieni od importu i musieliśmy nauczyć się ten surowiec oszczędzać. Zgadzam się też ze stwierdzeniem, że Amerykanie są niezwykle innowacyjnym narodem. Niemniej jak przyznaje jeden z szefów General Electric ich dział zajmujący się produkcją turbin wiatrowych przetrwał chude lata wyłącznie dzięki zamówieniom z Europy. To samo dotyczy wielu producentów ogniw fotowoltaicznych. Można mieć najlepsze laboratoria na świecie ale jeśli nie stworzy się rynku to jest to trochę sztuka dla sztuki.W USA inwestorzy muszą co roku drżeć z obawy czy zniżki podatkowe dla turbin zostaną przedłużone na kolejny rok. Podobnie było z energią słoneczną choć ta dostała ostatnio zapewnienia wsparcia na kilka lat do przodu. Takich problemów nie miały koncerny naftowe, które rząd USA chojnie wspierał pomimo miliardowych zysków.
Co do samej książki to choć pod koniec coraz mniej w niej konkretów to jednak rozdział poświęcony skutkom embarga z lat 70-tych jest szczególnie ciekawy zwłaszcza, że historia zdaje się powtarzać. Gdy ta pozycja szła do druku cena ropy sięgneła zenitu. OZE zdawała się być oczywistym wyborem. Obecnie cena spadła o połowę. Tak jak w latach 80-tych pokusa by nie zmieniać naszych przyzwyczajeń staje się coraz większa. Pojawia się coraz więcej głosów sugerujących, że w obliczu obecnego kryzysu wzrost OZE (po częsci z powodu większych problemów z uzyskaniem kredytu) ulegnie spowolnieniu. Tak więc może 'dorobimy się' jeszcze jednej Danii jednak, trudno powiedzieć ile krajów wyciągnęło wnioski z tego co działo się na rynku ropy w ostatnich latach. Obym się mylil, ale chyba przyjdzie nam jeszcze doświadczyć poważniejszczego kryzysu nim w koncu zajmiemy się tym problemem poważnie.

Bogdan Szymański pisze...

W mojej ocenie My jako Europa nie mamy powodów do dumy w dziedzinie oszczędności i paliw alternatywnych.

Mimo ok 30 lat wysokiego podatku akcyzowego zużycie ropy ciągle rośnie, a na badanie nad alternatywnymi napędami wydajemy śmiesznie małe pieniądze!

Dlatego pojawia się pytanie czy akcyza ma być narzędziem do zmian czy tylko kolejnym sposobem opodatkowania?

Chris pisze...

Sytuacja w Polsce jest szczególnie frustrująca bo podatki z paliw nie tylko, że nie są wykorzystane na OZE one nawet nie są wydawane na łatanie dróg. Niemniej wyższa cena paliwa zmusza kierowców do zastanowienia czy faktycznie potrzebują Pajero. Różnice w średnim zużyciu paliwa w USA i Europie są duże, cytując za CNN: Cars average 36 mpg in Europe and 31 mpg in Japan vs. only 21 mpg in the United States.
http://money.cnn.com/2007/04/09/autos/pluggedin_taylor_fueleconomy.fortune/index.htm

Romuald Bartkowicz pisze...

Chris, już Pan nie kocha... czytać? :)

Anonimowy pisze...

@Grzegorz W.

Pan chyba nie ma racji mowiac,ze to ostatnie podrygi. Co prawda Polska probuje uniezalezniac sie od Rosji (Polnoc, polaczenie z Niemcami, inwestycje Kulczyk Investments czy Ryszarda Krauze) ale ropa nadal pzoostaje glownym surowcem do transportu. Bez ropy wszystko stoi. Z tego powodu za 50 lat gdy zloza sie wyczerpia przewiduje OGROMNE PROBLEMY.

Oby sie nie psrawdzilo.