sobota, maja 09, 2009

Co tam panie w polityce? Chinczyki trzymają się mocno.

W zeszlym roku G. W. Bush dosc niefortunnie przypisal wzrost cen zywnosci coraz wiekszej klasie sredniej w Indiach. Jak mozna sie bylo spodziewac wypowiedz ta spotkala sie z ostra reakcja w kraju gdzie co roku blisko 5 mln dzieci wciaz umiera z powodu niedozywienia, braku dostepu do czystej wody i podstawowej opieki lekarskiej. Przy 2440 kaloriach na osobę w Indiach i 3770 w USA był to całkiem spory nietakt tym bardziej, ze glownym zrodlem rosnacych cen byla tak na prawdę polityka USA i UE wobec biopaliw. Owo niewspółmiernie wysokie spożycie żywności (jak i rosnąca liczna liposukcji) wypada jednak blado wobec dysproporcji w zużyciu energii. Statystyczny mieszkaniec USA zużywa 14 razy więcej ropy niż statystyczny Chińczyk i 28 razy więcej niż mieszkaniec Indii. I choć często słyszymy o wpływie wzrostu gospodarczego Azji na ceny surowców to dość rzadko pokazane jest to we właściwej persektywie. Oczekiwanie, że Chiny czy Indie ograniczą zużycie ropy czy to z powodu CO2 czy czegokolwiek innego to jak proszenie głodującego by przestał TYLE jeść bym ja mogł dalej tuczyć się za grosze.

Choć w USA podejmuje się pewne kroki by przejść na energetyczną 'dietę' to wiele wskazuje na to, że szybko nie koniecznie oznacza we właściwym kierunku. Przykładem jest skupienie się na produkcji energooszczędnych pojazdów przy jednoczesnym braku polityki cenowej względem paliw. W zeszłym roku gdy cena ropy przekroczyła $100 za baryłkę coraz więcej Amerykanów zaczynało przesiadać się z 4x4 do bardziej ekonomicznych pojazdów. Na Toyotę Prius trzeba były czekać miesiącami podczas gdy Humvee popadał w niełaskę. Gdy kryzys zaczął coraz bardziej dawać się we znaki spadła zarówno sprzedaż samochodów jak i cena paliw. Co ciekawe największy spadek sprzedaży odnotowały pojazdy hybrydowe natomiast do łask zaczeły wracać molochy. Jak podaje Federal Trade Commission średnia cena nowego samochodu w USA wynosi $28,400. Tymczasem Priusa mozna bylo nabyc juz za niecałe $22,000. Wniosek nasuwa się sam - mało kto zdecyduje się na energooszczędny samochód jeśli ceny paliw w USA będą nadal 3 - 4 krotnie mniejsze niż w Europie. Barak Obama moze zwięszkyć wymagania odnośnie zużycia paliwa w samochodach, przyznać kredyty na produkcję pojazdów elektrycznych i znizki podatkowe dla kupujacych. Jeśli jednak zabraknie bodźca fiskalnego to Amerykanie i tak zdecydują się wydać pieniądze na skórzane fotele i lepsze stereo w ... Pajero niż kupić Priusa czy Volta. I choć wyzsza akcyza na paliwo na pewno nikogo nie pociąga to prawda jest taka, że jeśli Waszyngton nie podniesie cen to zrobi to 'niewidzialna ręka peak oil.' :-) Tyle, że wtedy ta gotówka popłynie wartkim strumieniem za granicę zamiast do krajowego budzetu.

Bardzo ciekawą zależność miedzy kosztami importu ropy a stanem gospodarki pokazuje David Murphy na stronie Oil Drum. Gdy wydatki na paliwa zaczynały oscylować blisko 6% PKB amerykańska gospodarka pogrązała się w recesji. Jak więc z niej wyjść teraz skoro ostatnio przy pierwszych bardzo 'nieśmiałych' przebłyskach poprawy koniunkutury cena ropy wzrosła o 70% z $34 w lutym do $58 obecnie? W poprzednich latach w okresie recesji obok obniżek stóp procentowych to jak pisze Andrew McKillop to właśnie spadające ceny energii pomagały światowej gospodarce wrócić na ścieżkę wzrostu. Dziś jednak nie mamy możliwości zwiększyć znacząco wydobycia ropy i jeśli nie zaczniemy jej oszczedzać to próba pokonania recesji może zostać zgnieciona w zarodku.

Oczywiście powodów obecnej recesji zapewne było kilka i choć ropa nie była głownym, niemniej miała pewien udział. I zarówno w przypadku finansów jak i rynku paliw wina za obecny stan rzeczy lezy w głównej mierze po drugiej stronie Atlantyku. Amerykańskie pojazdy zużywają prawie dwa razy więcej paliwa niż europejskie czy japonskie i to właśnie tam jest największy potencjał na znaczące oszczędności. Niemniej jest to ogromne wyzwanie po części też dlatego, ze populacja USA powiększa się o ok. 25 mln co dekadę a nowo przybyli imigranci dość szybko przyjmują zwyczaje tubylców w zakresie doboru pojazdów.


No i ta Azja

Jeszcze w 2003 Chiny miały zaledwie 10 mln samochodów czyli mniej niż Polska w tym samym okresie. Jednak w ciągu 6 lat ich liczba wzrosła o 300%. Kwiecień był 3 miesiącem z rzędu gdy w Państwie Środka sprzedano więcej pojazdów niż w USA. Przyciśnieci kryzysem Amerykanie kupili 820,000 podczas gdy Chińczycy nabyli 1.15 mln. (mimo to w Chinach na 1000 mieszkańców przypada zaledwie 40 samochodów podczas gdy w USA blisko 800) Tak dynamiczne tempo wzrostu oznacza, ze jeszcze przed rokiem 2025 Chiny staną się największym rynkiem motoryzacyjnym na świecie (pod względem ilości - choć raczej nie wartości sprzedaży). W Indiach wzrost będzie nieco powolniejszy ale biorąc pod uwagę populację tego państwa też przyprawia o zawrót głowy. Do 2025 r. klasa średnia w Indiach rozrośnie się z obecnych 50 mln do ok. 583 mln i ze skuterów przesiądzie się do Tata Nano.
Widząc te prognozy nie powinien dziwić fakt, ze dzis peak oil nie jest juz tylko rozrywka dla fanów teorii spiskowych. Ostatnio w wywiadzie dla Der Spiegel jeden z szefów Total w Niemczech przyznał, ze ropa moze sie nam skonczyć juz za 20 lat.
Częściowym rozwiązaniem dla peak oil są oczywiście pojazdy elektryczne ale dywagacje na temat ich kosztów i zasobów litu stosowanego w najbardziej zaawansowanych akumulatorach przełozę na kolejny raz.