środa, października 21, 2009

Idealiści kontra realiści kontra oportuniści
Do Prima Aprilis jeszcze daleko a już wyczytałem, że UE proponuje zredukować emisje CO2 o 95% do 2050 jeśli tylko uda się osiągnąć porozumienie w Kopenhadze (Europe offers to cut emissions 95% by 2050 if deal reached at Copenhagen). Ta dość niezwykła propozycja ma wpłynąć na kraje takie jak Chiny i Indie by te zobowiązały się do konkretnych choć za pewne nie tak drastycznych cięć. Jak jednak EU miała by ten cel osiągnąć pozostaje na razie tajemnicą. Przypominają się tu słowa naszego rodzimego polityka, który stwierdził, że jak SLD powie, że na wierzbie gruszki wyrosną to tak się stanie. Oczywiście i tym razem wierzymy na słowo. Sytuacja ta pokazuje jak rozmowy na temat klimatu stają się coraz bardziej upolitycznione i pozbawione reazlizmu. Stają się nie tylko kartą przetargową ale również PR dla polityków, którzy mogą rzucać słowa na wiatr do woli bo cel wydaje się szczytny a ich już dawno u władzy nie będzie. Ze składanych dziś obietnic nie będzie ich już można rozliczyć więc oczywiście im odleglejszy termin tym lepiej. Przy okazji można odwrócić uwagę od innych palących problemów, którymi wypadalo by się zająć a czasem również ponieść konsekwencje.
Owa frustracja z powodu fiksacji nt emisji nie jest tylko moim syndromem. (wspomniałem o tym trochę w Nie wszystko złoto...). Organizacje zajmujące się ochroną środowiska nie ukrywają, że czują się jakby waliły głową w mur gdy chcą poruszyć z rządem UK jakikolwiek inny temat. Bardziej otwartym 'umysłem' wykazało się  BBC, które opublikowało ostatnio argumenty przeciwników tezy o (znaczącym) wpływie emisji na klimat. Co gorsza jeszcze bardziej otwarty umysł miał znany ekolog i publicysta Lawrence Solomon. Przysiadł się do napisania książki nt globalnego ocieplenia i po wgłębieniu się w materiał przeszedł na stronę 'imperium zła'. Na dodatek część argumentów dla książki The Deniers podsuneli mu niechcący sami członkowie z panelu IPCC. Sam tytuł nawiązuje do podejścia z jakim spotykają się naukowcy którzy poddają w wątpliwość tezy panelu. The deniers jak są pogardliwie określani kojarzy się z Holocaust deniers i sugeruje, że ktokolwiek odrzuca stanowisko IPCC nie tylko jest niemoralny ale zaprzecza niepodważalnej prawdzie. Problem w tym, że zmiany klimatyczne są na tyle skomplikowane, że jeszcze długo naukowcy będą się zmagać by osiągnąć prawdziwy konsensus. Obecny przypomina raczej czasy Galileusza kiedy lepiej się było nie wychylać. Podwaliną nauki stała się w Oświeceniu możliwość poddawania w wątpliwość tez, których nie można potwierdzić empirycznie. Nieprawidłowość wyników kolejnych modeli klimatycznych póki co pozostawia wiele do życzenia więc póki co dyskusja powinna być otwarta. Emocjonalizm i idealizm nic pozytywnego nie wnoszą jeśli zatracimy poczucie realizmu.
To w miniaturze zaprezentowała Hiszpania gdy dała hojniejsze wsparcie dla energii słonecznej niż pochmurne Niemcy. O efektach tej polityki pisał więcej Bogdan Szymański na blogu Solaris więc nie będę się nad tym rozwodził. Przykładów jest jednak znacznie więcej. Kalifornia ze swoim programem Million Solar Roofs nadwyrężyła swoje i tak wątłe finanse. Za te same pieniądze można było uzyskać dużo większy efekt wspierając na początku instalacje na pustyniach, których w tym regionie nie brakuje. Cena domowego systemu w USA to w ponad 40 % koszt montażu. Ze  wsparciem dla miliona dachów można było zaczekać do czasu gdy ceny PV bardziej spadną a póki co 'sięgnąć po niżej wiszący owoc' by zmaksymalizować efekt.
Kolejny przykład to GM, który uzyskał znaczne wsparcie rządu USA pod warunkiem, że opracuje bardziej oszczędne modele. Perłą w koronie miał być oczywiście Volt. Na pomysł zasilania baterii generatorem inżynierowie z GM wpadli kilkadziesiąt lat temu podczas pierwszych prac nad EV1. Używane początkowo baterie były tak słabe, że nie mieli możliwości przetestować innych podzespołów pojazdu - i stąd generator, który umożliwił im niemal stały pobyt na torze próbnym. Volt, który bazuje na tym prostym a jednocześnie eleganckim rozwiązaniu ma jeden banalny mankament. Ponieważ w odróznieniu od przyszłego plug-in Priusa ma mieć więcej baterii jego koszt sięgnie prawdopodobnie 40 tys dolarów. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że będzie sprzedawany pod tanią marką Chevroleta. Tesla np oprócz 'zielonych' konotacji jest też symbolem statusu i bez problemu znajduje nabywców gotowych zapłacić 100 tys dolarów. Volt będzię próba sprzedania supernowoczesnej Dacci ( lub biorąc pod uwagę bankructwo GM powiedzmy Poloneza) w cenie BMW. Potencjalnie świetny samochód jednak reguły rynku mogą okazać się nieubłagane.
Twórcy najbardziej przełomowych technologii jak Gutenberg i Tesla byli wielkimi wizjonerami i choć zmienili bieg historii sami zmarli w ubóstwie. Może to nie tak strasznie pobyć  czasem w towarzystwie księgowych, łyknąć dozę realizmu. Tej geniuszom, wizjonerom, idealistom jak i politykom czasem brakuje. Pomimo radosnego drukowania pieniędzy tu i ówdzie nasze środki są ograniczone i dobre chęci nie zastąpią szerszego spoglądania na świat i rozsądnego ustalania priorytetów. Parafrazując jednego z satyryków: Istnieje życie poza emisjami.